1 czerwca 2023

Aparat do puszczania krwi i szczypce do wyrywania zębów: dawne instrumenty medyczne na Kaszubach

Related

Rozrywka miejska: jak bawili się mieszkańcy Gdańska w XIX wieku

Życie kulturalne i rozrywka odgrywają ważną rolę w kształtowaniu...

Występy Dariusza Raczyńskiego dla „Lechii”

Dariusz Raczyński jest piłkarzem, zapamiętanym przez kibiców "Lechii", jako...

Pierwszy atlas Księżyca: biografia i odkrycia astronoma Jana Heweliusza

Jan Heweliusz — jeden z historycznych symboli Gdańska. Uczony...

Życie i działalność Johanna Uphagena

Johann Uphagen jest gdańskim historykiem, ławnikiem i rajcą. Słynny...

Share

Medycyna w średniowiecznej Polsce funkcjonowała na dość niskim poziomie, ponieważ Europa w tym czasie nie rozwijała się, a codzienne życie ludzi było zwykle zajęte wojną. Specjalistyczne instrumenty były skomplikowane i przerażały swoim wyglądem. Jednak nawet przy pomocy dość prymitywnych, jak na współczesną naukę, przyrządów ludzie radzili sobie z poprawą zdrowia i walką z chorobami — pisze igdansk.com.

Medycyna ludowa na Kaszubach

Dość często naukowcy, a także zwykli ludzie, interesują się tym, jak w dawnych czasach mieszkańcy regionu radzili sobie z różnymi chorobami. Medycyna tradycyjna była wówczas bez wątpienia na najwyższym poziomie rozwoju, gdyż to właśnie dzięki prostym metodom ludzie mogli się z powodzeniem leczyć. Badacze zauważyli, że terapia ludowa to połączenie wiedzy, wierzeń, całego światopoglądu i praktycznych działań, które mają zapewnić człowiekowi największe dobro — zdrowie.

Ludowe metody leczenia oparte były na wierze w magiczną moc pewnych słów i przedmiotów, a także na zauważeniu ich właściwości leczniczych. O metodach zapobiegania chorobom zwierząt i ludzi na tym terenie pisali w swoich pracach różni naukowcy. Później dokumentacja ta pozwoliła na określenie skutecznych metod leczenia, wśród których znalazło się również puszczanie krwi.

Upuszczanie krwi dla zdrowia było powszechną praktyką w średniowieczu. Zwykle dokonywano go wiosną lub jesienią. Ojcowie Zakonu Kartuzów najczęściej krwawili w Oktawie Wielkanocnej, po dniu Świętego Piotra (29 czerwca) oraz w drugim tygodniu października i zimą. Zakonnicy sami wykonywali ten zabieg, choć nie wykluczone, że mógł to robić sprowadzony z Gdańska cyrulik.

Powszechnym działaniem mieszkańców tego terenu było również stosowanie ziół i roślin leczniczych. Słynni w tym rejonie byli również mnisi kartuscy. W przyklasztornych ogrodach uprawiali oni rośliny lecznicze. Mnisi używali również do celów leczniczych goździka kartuskiego (Dianthus carthusianorum). Leczenie to było jednak bardzo drogie, więc korzystali z niego głównie ludzie zamożni.

W XIX wieku lekarze przyjęli to doświadczenie. W latach 1853-1856 powstał szpital w Kartuzach. Zakład ten otrzymał własny statut, w którym jeden z artykułów stanowił, że „Szpital powiatowy w Kartuzach przyjmuje tylko chorych na choroby uleczalne”. Biedni szukali pomocy u znachorów, uzdrowicieli, marynarzy i wędrownych handlarzy. Była to powszechna tendencja w tamtych czasach. Ludzie nie ufali naukowcom i specjalistom, którzy interesowali się medycyną.

Metody leczenia

Kaszubi leczyli wiele chorób za pomocą własnych metod, które były przekazywane z pokolenia na pokolenie. W święto Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny mieszkańcy regionu przygotowywali różne zioła. Robili herbatę, napary do kąpieli, okłady i kadzidła. Ponadto w Wielką Sobotę wierni mieli nadzieję na uzdrawiającą moc wody w strumieniach, do których przybywali. Ludzie kąpali się w strumieniach, a ci, którzy mieli problemy z cerą, obmywali twarz. 

Kaszubi leczyli się herbatą przeciwgorączkową lub pili chrzan z maślanką. Do leczenia kaszlu stosowany był sok z jarzębiny, który wykazywał znaczną skuteczność.

Kaszubi byli bardzo pobożni i zawsze zwracali się do sił wyższych. Często też za wszystkie swoje kłopoty obwiniali tajemnicze duchy i różne mityczne stworzenia. W szczególności ludzie przeklinali wiedźmy. Wyobrażali sobie, że mogą to być kobiety, posiadające tajemną wiedzę, czyli taką, która pozwalała leczyć wiele chorób. W tamtych czasach taka kobieta mogła zostać oskarżona o czary. Jest wiele legend i opowieści związanych z Łysogórami, gdzie odbywały się rozprawy czarownic. Kobiety oskarżone o czary często były duszone, czyli wrzucane do wody — jeśli zdołały się utrzymać, był to niepodważalny dowód, że są czarownicami.

Według wierzeń Kaszubów, kobiety obdarzone tajemnymi siłami miały największy wpływ w połowie lata, co rzekomo wpływało niekorzystnie na zdrowie mieszkańców tych terenów. W takie „negatywne” dni na wszystkich drzwiach domów i budynków w osiedlach były malowane słomiane krzyże. Krowom podawano wtedy smołę, aby zachować mleczność. Na szyjach bydła umieszczano zielone gałązki klonu.

Podobne obrzędy odprawiano z noworodkami i zwierzętami. Czerwona wstążka, którą wieszano np. na ręce dziecka lub łóżeczku, albo na szyi zwierzęcia, miała chronić je przed działaniem takich złych zaklęć. Jeśli ktoś poczuł niezdrowy pociąg do kogoś, to tylko osoba, która rzuciła czar, mogła go odwrócić.

Wykorzystanie narzędzi

Ważną rolę w wierzeniach Kaszubów i całej Polski pełnił węzeł, czyli splątany pęk włosów na głowie, który powstawał z powodu złej higieny lub nieużywania szczotki czy grzebienia. Czasami pojawienie się takiego węzła na głowie interpretowano jako chorobę spowodowaną przez krasnoludki. Stare przesądy zabraniały obcinania tych plątanin w obawie przed złymi skutkami zdrowotnymi: zaburzeniami psychicznymi, ślepotą. Zdarzało się jednak że węzeł był tworzony celowo — miał chronić przed chorobami i diabłem.

Najdłuższy węzeł, który zachował się z tamtych czasów, pochodzi z XIX wieku – po rozłożeniu ma 1,5 metra długości. Eksponat znajduje się w Muzeum Wydziału Lekarskiego Uniwersytetu Jagiellońskiego.

Kaszubi leczyli się z wszy za pomocą nafty. Zepsute zęby wyrywał kowal, a na trudno gojące się rany robiono okłady z niedźwiedziego tłuszczu zmieszanego z chlebem i pajęczyną. Choremu na gruźlicę dawano do picia psi tłuszcz. Brodawki usuwano znalezionymi w polu kośćmi zwierzęcymi, nacierając skórę. Następnie należało rzucić kość za siebie i nie oglądać się. Kocimi skórami posługiwali się ludzie cierpiący na reumatyzm. 

Ale oprócz śmiesznych zabiegów, które nie były zbyt skuteczne, istniały takie, które przetrwały do dziś.

Medycyna ludowa 

Niewiele z medycyny ludowej przetrwało do dziś. Na przykład dla dzieci i dorosłych przydatny jest koper włoski, a raczej herbatki z kopru włoskiego, które mają działanie przeciwskurczowe w przypadku zaburzeń trawienia. Nadal stosowane są także nasiona lnu, które są przydatne nie tylko dla zdrowia, ale i dla urody.

Dotyczy to również skrzypu i soku z brzozy. Ponadto Kaszubi pamiętają jeszcze sposoby leczenia oparzeń za pomocą liści platana, które mają chłodzić i goić rany. 

Ludowe leczenie zwierząt domowych odbywało się głównie metodą puszczania krwi. Wierzono, że upuszczenie krwi przyspiesza jej cyrkulację, spowolnioną przez chorobę. Na wystawie w Muzeum Kaszubskim można zobaczyć:

  • urządzenie do upuszczania krwi;
  • aparat do upuszczania krwi;
  • szczypce do wyrywania zębów i obcinania kłów prosiąt.

Taka „magia” jest znana w regionie, podobnie jak w wielu innych częściach Polski, gdzie większość ludności jest bardzo religijna. Wózek z czerwoną kokardą przywiązaną do uchwytu to częsty widok na polskich i kaszubskich ulicach. Wielu mieszkańców pomorskich wsi przekazuje tę wiedzę swoim potomkom i pamięta od swoich rodziców i dziadków opowieści o leczeniu metodami ludowymi.

Widać, że już w czasach średniowiecznych mieszkańcy Kaszub starali się poznać podstawy nauk medycznych. Dzięki dość prymitywnym narzędziom udało im się zatrzymać przebieg poważnych chorób. Z czasem technologia w przemyśle uległa udoskonaleniu, więc śmiertelność wśród ludności wykazywała tendencję spadkową.

.,.,.,.